Jak co roku, świętujemy w Filharmonii urodziny jednego z największych kompozytorów wszech czasów – Wolfganga Amadeusza Mozarta (1756-1791). Mozart urodził się dokładnie 267 lat temu, 27 stycznia w Salzburgu. Przypadek to, a może i nie, że także 27 stycznia swoje urodziny obchodzi dyrektor artystyczny i główny dyrygent szczecińskich filharmoników – maestro Rune Bergmann. I to właśnie pod jego batutą zagrają oni dla Państwa tego wieczoru.
W programie, nie mogło być inaczej, wyłącznie muzyka Mozarta! A dokładnie: dwa wspaniałe utwory, których dawno nie wykonywaliśmy w złotej sali.
Na początek: Symfonia koncertująca na skrzypce i altówkę Es-dur KV 364, którą Mozart napisał, mając zaledwie 23 lata, choć wtedy był już kompozytorem o ogromnym dorobku. Podróż do Mannheim i Paryża, którą odbył chwilę wcześniej, okazała się wielkim twórczym natchnieniem. Jednocześnie perspektywa wyrwania się z Salzburga i koszmarnej dlań pracy nadwornego organisty napawała młodego Wolfganga niezwykłym entuzjazmem. W takich właśnie okolicznościach powstawała Symfonia koncertująca – utwór, w którym „gołym uchem” słychać prawdziwą radość z odkrywania nowych kombinacji i możliwości brzmień instrumentalnych.
Zacznijmy jednak od początku. Czym w ogóle jest symfonia koncertująca? Jak sama nazwa wskazuje, jest to swoiste połączenie symfonii i koncertu. Dużo później, bo w XIX wieku, tego typu utwór ochrzczono nazwą „koncert podwójny”, ponieważ mamy tu dwa instrumenty solowe. Dla wielu melomanów Symfonia koncertująca, czy też Sinfonia concertante, pod którą to nazwą utwór funkcjonuje na świecie, przewyższa wszystkie pięć koncertów skrzypcowych Mozarta. Być może dzieje się tak właśnie ze względu na wtórującą im altówkę. Niezapomnianą cechą dzieła i kolejnym dowodem na absolutny kompozytorski geniusz Mozarta jest niezwykłe partnerstwo i równość obu solistów oraz uderzająco piękna mieszanka dźwięków, którą wspólnie tworzą. Na naszym koncercie partie solowe wykonają muzycy świętującej swoje 75. urodziny Orkiestry Symfonicznej Filharmonii w Szczecinie: Grzegorz Sadowski (altówka) i Monika Sawczuk (skrzypce). Często odwiedzający nas melomani rozpoznają ich bez trudu, tym, którzy są z nami rzadziej, podpowiemy: to niezwykle zdolni instrumentaliści, realizujący swoje muzyczne pasje także w znakomitym kwartecie smyczkowym Exquartet.
W drugiej części koncertu usłyszymy zaś Symfonię nr 39 Es-dur KV 543. To jedna z trzech ostatnich symfonii Mozarta, którą skomponował, mając 32 lata, a więc zaledwie 3 lata przed śmiercią. To czas niezwykle obfitej twórczości kompozytora. Miał wewnętrzny przymus tworzenia – była to kwestia fundamentalnej potrzeby wyrażenia samego siebie bez względu na wymagania mecenasów i publiczności. Ta motywacja w dużym stopniu wyjaśnia niezwykły zakres [ostatnich symfonii] i ich uderzającą pomysłowość – napisał amerykański muzykolog Martin Bookspan. Istotnie, słyszymy tu już zupełnie innego Mozarta niż w Symfonii koncertującej. To dojrzały twórca, ale także doświadczony przez życie mężczyzna. Nie obyło się jednak i tu bez innowacji. Symfonia nr 39 to jedyna symfonia z okresu dorosłości Mozarta, w której nie zastosowano obojów. W sekcji dętej drewnianej prym wiodą więc klarnety. Powolne wprowadzenie stoi w kontraście z większością symfonii Mozarta. Na szczególną uwagę zasługuje część końcowa – wielkie, porywające finale. Całość zasadza się na jednym temacie i jest niemalże „matematyczna” w swojej konstrukcji. Tego typu zabieg kompozytorski był typowy dla pierwszego z wielkich klasyków wiedeńskich – Józefa Haydna. To nawiązanie do Haydna słychać także w nieco „żartobliwym” charakterze ostatniej części, gdy temat wyczerpuje się, nie pozwalając jednocześnie, aby symfonia zakończyła się konwencjonalnym, mocnym akordem.
Symfonia koncertująca na skrzypce i altówkę w wykonaniu Juliana Rachlina, Sary McElravy oraz Kristiansand Symphony Orchestra: