Joanna Ostaszewska
  • głos solowy
  • w orkiestrze od 2015 roku
Muzyka

Wydaje mi się, że była od zawsze. Pamiętam, gdy byłam mała, mój tata każdego wieczoru grał na gitarze i śpiewał mi kołysanki. W moim domu słuchało się bardzo dużo muzyki, i to zarówno klasycznej, jak i szant, które tata bardzo lubił. Muzyka towarzyszyła mi zawsze, chociaż nikt w mojej rodzinie nie jest profesjonalnym muzykiem. Szkołę zaczynałam od skrzypiec, sama je wybrałam. Próbowałam dojść dlaczego i wydaje mi się, że to wpływ szant, fragmenty solo na skrzypcach najbardziej przykuwały moją uwagę – może to jest jakiś trop.

Mistrzowie

To jest trudne pytanie, to się zmienia. Gdy byłam dzieckiem, moimi mistrzami były oczywiste nazwiska, jak Dawid Ojstrach, Jascha Heifetz i Itzhak Perlman. Potem człowiek dojrzewa, ma większą wiedzę, rozszerza się punkt widzenia i zwraca się uwagę na inne rzeczy. To jest ciekawe, że w każdym momencie można odkryć kogoś wielkiego. Najświeższe moje odkrycie to Christian Tetzlaff, który tutaj grał koncert Beli Bartóka i bardzo mi zaimponował, nie tylko mistrzostwem technicznym, bo tego się wymaga od solisty koncertującego, ale on ma taką rzadką cechę, że jak wychodzi na scenę, to jego osobowość kompletnie się rozpuszcza, nie epatuje sobą, tylko całkowicie oddaje pole kompozytorowi i potrafi wspaniale przekazać jego myśl. Ma dużą łatwość komunikowania i w grze ma bardzo klarowny przekaz, tam nie ma przypadkowej nuty, właśnie to jest bardzo imponujące, więc obecnie to jest mój mistrz.

Przed koncertem

Może podzielę się drobną ciekawostką: kiedy zaczynałam pracę w orkiestrze, bardzo mnie stresowało każde wyjście na scenę. Obserwowałam dookoła ludzi, którzy swobodnie prowadzili rozmowy jeszcze trzy sekundy przed wyjściem, i to był dla mnie kosmos. Kompletnie nie mogłam w to wejść, byłam spięta, zastanawiałam się, jak to będzie i czy mi wszystko wyjdzie. Z biegiem czasu i w miarę nabywania doświadczenia zdołałam się z tym oswoić, aż w którymś momencie zaczęłam się rozluźniać. Jestem w stanie prowadzić jakieś rozmowy i nie myśleć obsesyjnie o tym, co się za chwilę wydarzy.